Zawsze strasznie podobały mi się Art Journale. Są moim zdaniem niesamowitą sztuką samą w sobie, genialnym sposobem na uchwycenie myśli, nastroju, wspomnienia, a przy tym (jak się okazuje) są tak wolną, pozbawioną wszelkich zasad świetną zabawą!
Jak to ze mną bywa - bałam się art journala jak ognia, nie wiedziałam jak zacząć, ani "z czym to się je". Wiedziałam, co bym chciała uzyskać, ale nie miałam pojęcia jak ;)
Strasznie mnie to denerwowało, tym bardziej, że jestem osobą bardzo, ale to bardzo cytatową, hasłową i aforyzmową. Odkąd pamiętam zapisuję wszystko - złote myśli, sentencje, fragmenty książek, przemyślenia, teksty piosenek.
Mam kilka, jak nie kilkanaście zeszytów poświęconych własnie na to, gromadzonych przez wiele lat.
Czy art journal nie jest doskonałym środkiem na przelanie ich w emocje?
Swoją drogą to niesamowity paradoks, że rzeczy, których irracjonalnie boję się najbardziej, po spróbowaniu wydają mi się tak naturalne, jak oddychanie i sama sobie zadaję pytanie "czego ja się bałam?".
Na ogólnopolskim zlocie scrapbookingowym miałam niezwykłą przyjemność podpatrzeć
Martę, czyli
Jamajkę w "akcji". Tej Pani chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, jej prace, w tym art journalowe wpisy zapierają dech w piersiach!
Dzisiaj mam dla Was moje 3 pierwsze wpisy, które chciałam dedykować właśnie
Jamajce - "matce chrzestnej" mojego przełamania w tej dziedzinie, chociaż stylami się trochę różnimy to wierzcie mi, że jej rady niezwykle mi pomogły!
1#
Mój pierwszy wpis powstał jako wstęp, otwarcie całego art journala. Wiedziałam o nim wszystko, zanim w ogóle pomyślałam, żeby go w końcu zrobić, a zaskakiwał mnie na każdym kroku. I gdy sobie to uświadomiłam, to samo w sobie było niesamowite!
2#
Mój drugi wpis powstał w związku z wyzwaniem projektu
Scrap'n'skill - nielubiany kolor. Nie lubię różu, a raczej nie umiem go używać. Wydaje mi się taki... RÓŻOWY! Paradoksalnie lubię go bardzo w pracach innych, a szczególnie w pracach Kasi Krzymińskiej -
Czekoczyny, gdzie ten kolor wręcz "wybucha". To własnie prace i styl Czeko były inspiracją dla mnie przy powstawaniu tej pracy.
Po zrobieniu bilansu zysków i strat trudno mi wystawić samoocenę.
Czy wyszło tak, jak chciałam? Nie.
Czy się tym przejmuję? Absolutnie nie.
Czy to, co wyszło podoba mi się? Niespodziewanie tak!
I co najdziwniejsze, chyba trochę ten róż jednak polubiłam ;) Nie jest to może miłość po wieki, ale lekka sympatia to już krok milowy!
3#
I już ostatni dzisiaj mój- nie mój wpis. Czemu nie mój? Ponieważ powstał on w "wędrującym art journalu" i miał swoją "zasadę" - każdy musiał wykonać wpis ze słowem znajdującym się w tajemniczej kopercie. Moim tajemniczym słowem była... tajemnica! Język ojczysty jak widać mi nie podszedł ;)
Ale to nie jest istotne, istotne jest przesłanie, chyba najważniejsze z całej trójki... Szczególnie w dzisiejszych czasach jest to coś, o czym warto pamiętam, własnie dlatego, że tak łatwo o tym zapomnieć.
Art journal chyba na dobre zagościł na moim biurku :)