wtorek, 16 stycznia 2018

Ptasia budka

Hej! W tym roku naprawdę chciałam poszaleć z zimowymi projektami, jednak pech chciał, że nie udało mi się jeszcze do końca opracować metody wydłużania doby i mogło być tak, że nie zdążyłam. Zimowo-świąteczny entuzjazm opuszcza mnie niestety skutecznie wraz z nadejściem stycznia i no może jeszcze do mnie wróci, ale sama sobie tego obiecać nie mogę. Za to wiecie co nadchodzi wraz z początkiem roku? Myśli o wiośnie nadchodzą. A raczej myśli, dlaczego do niej jeszcze tak daleko ;) Jednak ja dzisiaj postanowiłam tak troszeczkę, tak tylko jedną stopą przenieść się w klimaty bardziej wiosenne. Wpadła mi w ręce taka oto urocza, nie za mała, nie za duża budka dla ptaszków i pomyślałam - a zrobię. I zrobiłam. Budka (tak sobie wymyśliłam) jest prezentem dla mojej przyjaciółki, która uwielbia kolor fioletowy i zielony, więc nie mogło tych właśnie kolorów zabraknąć - ja za to uwielbiam kolor turkusowy, więc całe szczęście, że całe trio kolorystyczne ze sobą współgra i mogłam to wszystko połączyć. 

Jak stworzyłam tą oto budkę?
Najpierw całość pokryłam dwiema warstwami gesso. Najbardziej do tego typu projektów lubię używać gąbeczki do nakładania, jednak tym razem użyłam pędzla, ponieważ budka ma kilka trudniej dostępnych zakamarków i było mi tak po prostu łatwiej.

Następnie na dach budki poprzyklejałam papiery. Jak możecie zauważyć przyklejałam je warstwowo, uzupełniawszy je również o bordery z dziurkacza i gazę, by całość wyglądała ciekawiej i bardziej przestrzennie. Następnie przy użyciu pasty modelującej białej i pigmentu nałożyłam na ścianki budki cegiełkowy wzór. Pamiętajcie by przy tworzeniu wzoru przez maskę nie nakładać pasty "po całości". Dużo fajniej i ciekawiej wygląda to, gdy wzór pojawia się "to tu, to tam". Ja o tym nie myślę jakoś specjalnie - kładę maskę i na oko zaczynam nakładać. W mediach świetne jest jednak to, że mamy tu możliwość użycia ctrl+z, a mianowicie prawie każdy krok można cofnąć - jeśli uznacie, że nałożyliście pasty za dużo, po prostu zgarnijcie ją z pracy szpachelką, czy pędzlem silikonowym. Póki jest ona świeżo nałożona i mokra, nie zostawi to widocznego śladu (nawet w przypadku pasty barwionej, ten ruch jest możliwy - niezbędna tu będzie mokra chusteczka, żeby wytrzeć resztę pasty z powierzchni).
Jeśli uznacie, że nałożyliście jej za mało macie dwie opcje - albo możecie idealnie wcelować maską w to samo miejsce i dołożyć pasty albo wysuszyć już powstały wzór i wtedy dołożyć pasty - dzięki temu macie pewność, że nie rozmażecie wcześniejszego wzoru.

Gdy ten etap miałam już za sobą, nadszedł wyczekiwany czas ozdabiania. Ja w tym celu użyłam kwiatków, elementów z masy, elementów metalowych i listków, ale tutaj panuje kompletna dowolność i ogranicza Was tylko Wasza własna wyobraźnia.

Kolejnym etapem było dodanie kolorów do tła i tu pomogły mi niezastąpione fluidy z DecoArtu. Odkąd je mam, dużo częściej sięgam po nie, niż po tak popularne mgiełki. Dlaczego? Po pierwsze ich wydajność jest fenomenalna! Fluidy są ze mną już ponad dwa lata, jeżdżą ze mną na warsztaty i ja ani razu nie dokupywałam jeszcze żadnego koloru! Potrzeba ich naprawdę bardzo niewielka ilość, by wymediować całą naszą pracę. Po drugie fluidy super reagują z wodą, można je spokojnie rozcieńczyć do stanu półprzeźroczystego i uzyskać efekt akwareli. Jednak, gdy potrzebujemy dostać intensywny kolor, wystarczy, że nie rozcieńczymy zbytnio fluidu i voila! Mam najróżniejsze mgiełki, ale każda, nie ważne jak mocno napigmentowana, nie da takiej intensywności koloru w tak szybki sposób. Tam by uzyskać podobny efekt musimy warstwowo dokładać mgiełkę w jedno miejsce, aż do skutku. Po trzecie ich aplikowanie jest super wygodne, fluidy zajmują niewiele miejsca i są dużo lżejsze od mgiełek, co dla mnie kurat również ma znaczenie, a praca z nimi jest "czystsza". Jak sami widzicie - same plusy! ;)








Pozdrawiam!

Karola



Warsztaty dla SEATa

Hej! Jakiś czas temu miałam przyjemność poprowadzić warsztaty w ramach promocji nowego SEATa w Stoczni Gdańskiej. Powiem Wam szczerze, że na początku, dostawszy propozycję przeprowadzenia tych warsztatów byłam lekko, co tu dużo mówić, zaskoczona, ale jednak szybko stwierdziłam, że jest to fantastyczny pomysł na kreatywne spędzenie czasu dla uczestników takiego eventu. 

Cały pomysł opierał się na tym, żeby uczestnicy wykonali pracę ze zdjęciami, które dzień wcześniej robili przy użyciu instaxa, podczas jazd próbnych SEATem Aroną. Padło na blejtram i był to strzał w dziesiątkę! Wykorzystaliśmy również fakt, że SEAT pochodzi ze słonecznej Hiszpanii i przegoniliśmy szaro-burą aurę za oknem - prace uczestników były kolorowe, pełne hiszpańskich motywów, kwiatów.

Przed warsztatami stresowałam się nieco, nie tyle samymi warsztatami, bo tych już trochę na koncie mam, aczkolwiek zawsze prowadziłam je dla osób chociaż trochę związanych ze scrapbookingiem - tutaj moja dzielna grupa, składająca się z par małżeńskich blogerów, mogła nawet wcześniej nie słyszeć tego dziwnego słowa ;) Jednak uczestnicy bardzo mnie zaskoczyli, ochoczo biorąc się do pracy (nawet Panowie!) i totalnie powalając mnie swoją kreatywnością, nieszablonowym myśleniem i tempem pracy! Pomimo dokładnie takich samych materiałów dla każdej pary, pomimo mojej pracy pokazowej i moich wskazówek, powstały kompletnie różne prace. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam, a moje serce pękało z dumy! Niektórzy woleli posłuchać trochę więcej wskazówek i zrobić nieco bardziej grzeczne prace z zachowaniem "naszych" norm kompozycyjnych, inni robili czyste szaleństwo, z wykorzystaniem UWAGA nawet liści ananasa ;) Naprawdę super było na to patrzeć! A co najważniejsze WSZYSCY (a przynajmniej taką mam nadzieję) świetnie się bawili i dali dojść do głosu swojemu wewnętrznemu artyście ;)

Poniżej kilka migawek z tamtych warsztatów.
A ja jeszcze raz bardzo dziękuję organizatorom za zaproszenie  uczestnikom za możliwość pracy z nimi i świetną zabawę!











Pozdrawiam!